15 wrz 2012

Rozdział 2

Mimo wszystko wiele bym dała aby się cofnąć do tamtych dni. Nawet do kłótni z Malfoyem. Śmierć Voldemorta nie była dowodem na to, że zło przestało istnieć. Oni byli tego przykładem. Przechodząc przez Pokój Wspólny zastanawiałam się jak im powiedzieć o nich. Moja rodzina wiele przez nich wycierpiała. Oni prawie zagarnęli tron i całą wiedzę oraz potęgę mojego klanu. Byli bliscy stworzenia nowej ery. Ery zła.

..:: 1 września 2011 roku, Czarna Chata::..

Pośród nieokiełznanej puszczy, w miejscu gdzie żaden z mugolskich śmiałków nie postawi stopy ze strachu, w otoczeniu wszelkich możliwych niezwykłości stała maleńka, na pozór niezamieszkana chatka. Wyglądała na starą i zniszczoną doszczętnie choć tak naprawdę to było jedno z zaklęć iluzji użytych do jej zamaskowania. Mieszkający tam ludzie mieli swoje powody aby się ukrywać w tak bardzo niedostępnym miejscu dla większości stworzeń. 
Puszcza ta, znajdowała się zaledwie trzy mile od najbliższego miasteczka. Jego mieszkańcy nazywali tą chatkę Czarną Chatą. Nikt jednak nie wie z jakiego powodu nazwano tak to miejsce.
W Czarnej Chacie wraz z nastaniem ranka pojawił się chaos. Wszyscy mieszkańcy biegali po chacie w poszukiwaniu swoich rzeczy.
-Macie wszystko?!-krzyknęłam stojąc przed schodami. Otoczona przez kufry każdego rodzaju, w każdym kolorze, miałam ograniczone pole manewru.
-Tak!-usłyszałam dziecięcy krzyk a zaraz po nim rozległ się głośny tupot.
-Czyżby?-zwątpiłam, nie tylko dlatego, że te dzieciaki zawsze czegoś zapominały; kiedy wszyscy mali mieszkańcy tego domu ustawili się przede mną ponowiłam pytanie.-A więc..? Dobrze posprawdzaliście?-Julian zmarszczył czoło i szybko udał się na górę. A nie mówiłam? Któreś z nich zawsze czegoś zapomina.
Juliana uwielbiali wszyscy. Tego sześciolatka nikt chyba nie przegada, powiedział Alex pierwszego dnia kiedy sprowadził do nas małego. I miał rację-jedyną osobą, która może z nim konkurować jest Alisson.
-Ciociu nie wierzysz nam?-Emily jako jedyna zwracała się do mnie per "ciociu", reszta preferowała zwrot "siostrzyczko". Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że ja i Emily jesteśmy jakąś daleką rodziną.
Emily to jedenastoletnia, nad wiek rozwinięta blondyneczka o niebieskim spojrzeniu, które potrafiło zauroczyć każdego. Swoją prezencję wykorzystywała na każdy możliwy w tym wieku sposób. Przez jej bezpośredniość naprawdę wierzę, że możemy być spokrewnione. Z tego co nauczyłam się na nudnych lekcjach u Madame-mojej ongisiejszej guwernantki-każdy z moich przodków cechował się nie tylko bezpośredniością ale czymś co nazywała "mane" cokolwiek miała na myśli.
-Jasne, że wierzę. Wszystkim tylko nie tobie, mała diablico.-tak, Emily potrafiła postawić na swoim jak mało kto; dziewczyna zachichotała słysząc jak ją nazwałam a z góry zbiegł mały Julian przytulony do misia.
-Okej, skoro wszyscy są już gotowi-z salonu wyszedł Alex niosąc na rękach naszego najmłodszego mieszkańca, maleńkiego Jamesa, którego znaleźliśmy zawiniętego w stary kocyk przed drzwiami naszego poprzedniego lokum.-Możemy już ruszać prawda?-swoje pytanie skierował do mnie.
-Myślę, że tak, tylko gdzie jest twoja ..-nie dokończyłam gdyż osoba o której chciałam wspomnieć wbiegła przez wejściowe drzwi z nieciekawą miną-O wilku mowa!-uśmiechnęłam się, ale uśmiech zniknął kiedy dotarło do mnie w jakim stanie wróciła Alisson. Miała podarte, lekko osmolone ubranie i przerażoną minę.
-Zabierajcie dzieciaki, szybko!-krzyknęła wywołując panikę wśród dzieci.
-Ally,jak się.. co się .. ?!-nie potrafiłam sklecić poprawnie zdania widząc w jakim była stanie; chciałam do niej podbiec, ale ona zgromiła mnie wzrokiem-Mną się nie przejmuj,bierz dzieciaki i uciekaj!
-Ale..
-Uciekaj! Twoje życie jest więcej warte niż moje czy Alexa!
Z daleka usłyszeliśmy dudnienie, rżenie koni, przekleństwa. Nie pewnie pokiwałam głową i delikatnym machnięciem dłoni otworzyłam portal.
-Dobra dzieciaki, ruszajcie-starałam się nadać mojemu głosowi pewną delikatność jednakże zamiast tego dało się wyczuć drżenie. Nie raz byłam w takiej sytuacji, kiedy oni byli bardzo blisko, jednakże nie aż tak!
Dzieci szybko przebiegły przez portal a ja za pomocą zaklęć zmniejszyłam kufry i walizki i wrzuciłam do małego plecaka z którym nigdy się nie rozstawałam.
-Ally?!
-Hermiono, idź, damy sobie radę.-powiedziała z delikatnym uśmiechem.
Niechętnie jej posłuchałam i razem z Alexem szybko udaliśmy się do dzieci. To był ostatni raz kiedy widziałam Ally. Wszyscy myśleli, że ona nie żyje. Wszyscy tylko nie ja. Każdego dnia wyczuwałam jej aurę, osłabioną, jednakże na tyle silną aby wiedzieć, że żyje lecz nie mówiłam o tym jej bratu, gdyż tak było dla niego lepiej. Zresztą ona nie chciałaby aby on ja ratował."Twoje życie jest ważniejsze niż my", tak zawsze mówiła kiedy chciałam razem z nim pobiec za nią, pomóc jej.
Tamtego dnia Alex zrobił coś, czego nie robił od dawna-pobiegł za nią, wbrew wszystkiemu. A kiedy wrócił, wtulił się we mnie i rozpłakał jak małe dziecko. "Zabrali Ally".